29 listopada 2014

Metamorfoza i makijaż


    Dziś kolejny post z cyklu "metamorfozy Douglas" dla czasopisma "Live&travel". Poprzednie metamorfozy odnajdziecie tutaj: metamorfoza I, metamorfoza II. Mam ogromną przyjemność, już po raz trzeci z rzędu, wykonywać makijaż i małą zmianę wizerunkową. Mnóstwo satysfakcji oraz zadowolenia z efektów pracy przynoszą mi te sesje.

     Tutaj znajdziecie artykuł, którego autorką treści jestem również ja oraz listę kosmetyków, których użyłam do wykonania makijażu:
Live&Travel
    Popatrzcie, co nam wyszło tym razem:

makijaż i stylizacja: Ja
modelka: Małgorzata Wdzięczna
foto: Agnieszka Potocka  

makijaż, metamorfoza, zmiana, stylizacja, przed i po, makeup, beauty, glamour
PRZED I PO


Podoba Wam się powyższa metamorfoza?
Jestem ciekawa Waszych opinii.
Czy chętnie oglądacie na moim blogu takie posty?
Dziękuję za każdy komentarz :)

pozdrawiam
L'Arte










26 listopada 2014

Mikrodermabrazja PHILIPS VisaCare


  
  Postanowiłam przygotować dla Was relację z testowanego przeze mnie w ostatnim czasie, nowego sprzętu PHILIPS VisaCare. Jest to zupełna nowość na rynku, coś, czego jeszcze do tej pory nie było, więc stwierdziłam, że warto się temu przyjrzeć z bliska. Jestem fanką wszelkiej maści produktów pielęgnacyjnych (tu znajdziecie: moje TOP 10 ulubionych kosmetyków), urządzeń, które mogą poprawić wygląd skóry. Jeśli można skorzystać z ich dobrodziejstwa szybko, sprawnie i w zaciszu domowym - tym lepiej! A ciekawość duża, ponieważ nigdy nie miałam wykonywanego zabiegu mikrodermabrazji....

philips visacare, mikrodermabrazja, visacare, peeling, skóra, lifting, oczyszczanie skóry, piękna skóra, pielęgnacja


    Zanim przejdę do konkretnej prezentacji, chciałam tylko wspomnieć, że dzisiejszy post nie jest postem reklamowym. Nie wynika z żadnej współpracy z marką PHILIPS. Test przeprowadziłam na potrzeby bloga. I swoje własne - przede wszystkim :)

    Zacznę chyba od tego, że do tego typu urządzeń podchodzę z dużym dystansem. Jak to się potocznie mówi: "jak pies do jeża". Cudotwórcze obietnice zawsze muszę sprawdzić na własnej skórze. Nie zawsze wychodzi mi to na zdrowie. Cóż...



    Mikrodermabrazja PHILIPS VisaCare zaskoczyła mnie jednak bardzo pozytywnie. Nie będę zagłębiała się w szczegóły techniczne. Takowe możecie odnaleźć na stronie producenta i wnikliwie je przeanalizować, jeśli macie taką ochotę. Chciałabym skupić się przede wszystkim na efekcie, jaki daje to urządzenie. Jego wadach i zaletach.

    Urządzenie jest niesamowicie proste i intuicyjne w obsłudze. Ładujemy je i rozpoczynamy zabawę.  Z pomocą nakładki do cery wrażliwej, wykonujemy test na przedramieniu. Jeśli zaczerwienienie utrzymuje się ponad godzinę - hmmm... Musimy zastanowić się, czy chcemy go użyć na twarzy. Jeśli jednak test przebiegł pomyślnie, a nasza skóra nie wykazuje zbytniej wrażliwości, możemy wykonać pierwszy zabieg mikrodermabrazji domowej.

    Głowicę z końcówką ścierną przesuwamy po twarzy poziomo, miejsce po miejscu wykonując złuszczanie. Dodatkowo system AirLift zasysa naszą skórę. Mamy w ten sposób masaż, o którym producent informuje, że ma za zadanie powodować polepszenie mikrokrążenia, a w rezultacie stymulować produkcję kolagenu i elastyny. Czyli po prostu ma dawać nam bardziej jędrną skórę z każdym zabiegiem.



    5 minut przesuwania urządzenia centymetr po centymetrze po naszej skórze, 2 razy w tygodniu i mamy (wg obietnic) odnowioną dzięki złuszczaniu warstwy rogowej naskórka, ujędrnioną i młodziej wyglądającą skórę. A jak jest w rzeczywistości?

    MOJE ODCZUCIA PO ZABIEGU

    Skóra faktycznie zrobiła się bardzo gładka. Gdy jej dotykamy, mamy wrażenie, jakby była pokryta cieniutką warstwą jedwabnego pudru. Szczególnie ucieszył mnie brak widoku odstających skórek na nosie. Peelingi enzymatyczne (takich używam ze względu na to, że mam cerę naczynkową) sobie z tym nigdy nie radzą. A tu proszę - gładka skóra również w tej problematycznej partii. Po zabiegu odnotowałam delikatne podrażnienie skóry. Stała się zaczerwieniona. Słyszałam, że przy zabiegu mikrodermabrazji zawsze tak jest? Czy to prawda - nie wiem. Jeśli macie jakieś doświadczenia w tym temacie, chętnie poczytam. Efektu ujędrnienia nie zauważyłam, ale na to zdecydowanie za wcześnie. Na jego uzyskanie potrzeba czasu. A teraz czas na podsumowanie plusów i minusów:



(+) PLUSY URZĄDZENIA

  • Urządzenie nadaje się do każdego typu skóry (również wrażliwej), dzięki dwóm końcówkom
  • Łatwość użytkowania (tu i teraz, w zaciszu domowym). Zabieg mikrodermabrazji dostępny do tej pory wyłącznie w gabinetach kosmetycznych, możesz wykonać samodzielnie w domu.
  • Urządzenie bezprzewodowe 
  • Jedno całonocne ładowanie urządzenia, daje nam 3 tygodnie jego użytkowania
  • Łatwość i szybkość wykonania zabiegu. Wystarczy 5 minut, dwa razy w tygodniu
  • Stymuluje skórę do procesu odnowy
  • System DualAction Air Lift (masaż podciśnieniowy) masuje skórę, wspomaga krążenie krwi, stymuluje produkcję kolagenu i elastyny, ujędrnia
  • Końcówka złuszczająca usuwa zrogowaciały naskórek. Odkrywa gładszą, bardziej promienną skórę
  • Polepsza wchłanianie pielęgnacji. Pozbawiona martwego naskórka skóra, wręcz spija produkty pielęgnacyjne
  • Faktycznie widoczny efekt wygładzenia skóry

(-) ZAOBSERWOWANE MINUSY

  • Cena ( 1139zł). Trzeba sobie odpowiedzieć, czy urządzenia będę używać regularnie. Jeśli tak, to minus można przekuć na plus. Wystarczy przeliczyć koszta zabiegu u kosmetyczki.
  • Zabieg nie należy do przyjemnych. Odczuwamy lekki dyskomfort podczas złuszczania. 
  • Urządzenie ma problem z "zasysaniem" skóry w partiach, gdzie skóra jest cienka (czoło, broda itp.)
  • Lekkie podrażnienie skóry po zabiegu utrzymujące się do 3 dni.
  • Szczypanie skóry, gdy bezpośrednio po zabiegu aplikujemy produkt pielęgnacyjny.

    I to by było na tyle. Napiszcie, czy takie testy na moim blogu się Wam przydają? Ciekawa jestem też Waszego zdania na temat zabiegu mikrodermabrazji. Czy taki zabieg dostępny na co dzień, to Waszym zdaniem ciekawa propozycja?

Do zobaczenia
L'Arte

20 listopada 2014

Drogi Mikołaju...


    Jak co roku o tej porze, zastanawiamy się z moją córką, co chciałaby otrzymać od Mikołaja pod choinkę. Na szczęście jeszcze wierzy w Świętego, z czego jestem przeszczęśliwa, bo to całe analizowanie, co by tu narysować w liście ma swoją magię i czuję wtedy, że "coraz bliżej święta", jak w tej reklamie coca-coli.

    W tym roku i ja postanowiłam zabawić się w stworzenie swojej wish-listy. A co! Ja też wierzę w Mikołaja, bo rokrocznie przynosi mi to, o co go proszę.

    Jako, że ostatnio wrócił mi mocny bzik makijażowy, więc wszystkie punkty listy zajmują makijażowe cacuszka. Przepraszam...Czytelnicy bloga nie interesujący się tą tematyką pewnie teraz ziewną szeroko i opuszczą stronę. Tych jednak, którym, jak mi, oczy się błyszczą na wszelkie kosmetyczne nowinki, a paletki z cieniami i pędzle do makijażu śnią im się po nocach (wiem, wiem - to się powinno skonsultować z odpowiednim specjalistą ;) ), zapraszam na układanie listy razem ze mną. Tak więc drogi Mikołaju, w tym roku poproszę o...

    1) CONTOUR KIT ANASTASIA BEVERLY HILLS

zdjęcie: pinterest


    Magia zaklęta w sześciu kółeczkach. Bronzery i rozświetlacze zamknięte w tym niepozornym pudełku, którym można wyczarować na twarzy makijaż niczym Kim Kardashian. Ostatnio pokochałam technikę intensywego modelowania, daje niesamowite efekty. Takie cacuszko w kufrze jest mi niezbędne, dlatego też znalazło się na zaszczytnym pierwszym miejscu listy.

2) DIPBROW POMADE ANASTASIA BEVERLY HILLS (BLONDE)

zdjęcie: pinterest


    Anastasia Beverly Hills to marka, która ma w swojej ofercie wiele produktów, dla których mocniej bije mi serce. Jak widać, na mojej liście już druga pozycja tej firmy. Niestety należę do tej grupy, której natura poskąpiła pięknej linii brwi. Jestem też zwolenniczką teorii, że brwi, to rama oka. Bez ich ładnego zdefiniowania nawet najpiękniej wykonany makijaż nie będzie dopełniony. Przeanalizowałam mnóstwo produktów do brwi, które chciałabym mieć i ten ostatecznie skradł moje serce. Pewnie dlatego, że jest najtrudniej dostępny :)

3) PALETKA "NAKED 2" URBAN DECAY

zdjęcie: www.sephora.com


    Cienie w neutralnych kolorach, to podstawa kosmetyczki każdej kobiety, która się maluje. A te o doskonałej jakości, to idealna propozycja. Oczywiście nie jestem w stanie zliczyć, jak dużo mam cieni i palet wszelkiej maści. Kiedy jednak widzę kolejną, piękną... Trudno się oprzeć.

4) PRO PALETA NA POMADKI MAC

 
zdjęcie: specktra.net

    Ten element listy pojawił się bardziej z konieczności, niż z pragnienia. Rekonesans w kufrze uświadomił mi, że łatwiej było by przenieść najczęściej używane pomadki do jednego pudełka. No i tak zrodziła się potrzeba, by ją mieć. Pomijam fakt, że uwielbiam MAC-a i wszystko, co od niego pochodzi. I pod tym czwartym punktem powinno kryć się hasło: cokolwiek z MAC-a ;)

5) PĘDZLE ZOEVA

zdjęcie: pinterest


    No i tu się trochę boję... Wiem bowiem, że jak Mikołaj zobaczy ten punkt, to zapomni o wszystkich poprzednich i przyniesie mi rózgę. Jak bowiem mając dziesiątki pędzli, można prosić o kolejne??? No niestety... Głód nikotynowy, uzależnienie od słodyczy i innych używek jest niczym, w porównaniu z moim uzależnieniem od chęci posiadania kolejnych i kolejnych pędzli. A już tym bardziej, kiedy z każdej strony słyszę, jakie są cudowne. Muszę mieć i koniec! Pomijam fakt, że pędzle, to narzędzia pracy makijażysty. No kto widział, żeby fachowiec pracował byle jakim narzędziem. I tego będę się trzymać! No!

6) COSMOCUBE

zdjęcie: mycosmocube.com


    Co zrobić z milionem kosmetyków umieszczonych w dziesiątkach kosmetyczek? Umieścić je w COSMOCUBE. Ta niepozorna "szafeczka" z szufladkami z przezroczystego akrylu, to moje kolejne życzenie. Wszystko pod ręką, w jednym miejscu i widać co? i gdzie? Cudeńko, nie sądzicie? Czemu tylko takie drogie i jak wszystko o czym marzę - tak trudno dostępne...



    Jak widzicie Mikołaj będzie miał ze mną nie lada kłopot.
A co znajduje się w Waszych listach?


Zapraszam do polubienie Papierowego świata L'Arte na facebook:
KLIK 

Już wkrótce efekty kolejnej sesji zdjęciowej dla czasopisma, do której wykonywałam makijaż...

pozdrawiam
L'Arte

12 listopada 2014

Glamsponge - magiczna gąbeczka do makijażu?


glam sponge, glamsponge, gąbka do makijażu

    Postanowiłam przygotować ten post, ponieważ w ostatnim czasie internet, blogi oraz vlogi zalewa nowa moda makijażowa - moda na aplikację podkładu przy pomocy "magicznych" gąbek.

    Odkąd na rynku pojawił się Beauty Blender, firmy prześcigają się w próbach stworzenia jej (tańszego) odpowiednika. Siostry Pixiewoo stworzyły Miracle complexion sponge, nasz rodzimy i dobrze już znany na całym świecie INGLOT również wypuścił na rynek swoją propozycję w tym temacie. 


     Dużo firm i rodzajów kusiło mnie z każdej strony. Jednak 70 zł za kawałek gąbki (tyle w przybliżeniu kosztuje Beauty Blender), to jak dla mnie stanowczo za dużo. Zdecydowanie wolę przeznaczyć taką kwotę na 2-3 świetnej jakości pędzle. Jednocześnie ciekawość nie pozwoliła mi przejść obojętnie obok tematu. Rewelacyjne gąbki? Co w nich takiego niezwykłego? Czym to się różni od zwykłej gąbki do makijażu? Postanowiłam temat zgłębić. Nie rujnując się przy tym całkowicie, za niecałe dwie dyszki kupiłam jedną z propozycji rynkowych magicznej gąbki do makijażu - GLAMSPONGE ze strony glam-shop.pl 
    

PRZYGOTOWANIE DO APLIKACJI:

    W przypadku gąbeczki glamsponge, nie wystarczy rozpakować jej z woreczka i od razu przystępować do aplikacji. Należy się z nią obchodzić w szczególny sposób, a procedurę przygotowania do użycia najlepiej obrazuje przygotowany przez sprzedawcę filmik:


(+) APLIKACJI PRZY POMOCY GĄBKI:
  • szybka aplikacja/ czyste dłonie
  • możliwość dotarcia przy pomocy czubka gąbki, do trudno dostępnych przestrzeni (skrzydełka nosa, wewnętrzny kącik oka)
  • gąbką można nałożyć podkład, korektor, wymodelować twarz przy pomocy produktów o kremowej konsystencji (róż, bronzer)
  • świetna do cięższych podkładów, których aplikacja zwykle przysparza więcej problemów (nie zostawia smug, nie zrobi efektu maski)
  • możliwość stopniowania intensywności krycia przy pomocy dokładania warstw
  • efekt airbrush - delikatnej, idealnie wtopionej warstwy podkładu dzięki niskiej porowatości gąbeczki
  • przyjemność aplikacji. Lekko zwilżona gąbka przypomina...galaretkę lub wypełniony wodą balonik. Odciśnięta z nadmiaru wilgoci daje lekko chłodzący efekt podczas nakładania podkładu. 
  • nie śmierdzi silikonem (dla mnie duży plus)
  • niska cena w stosunku do produktów konkurencyjnych (19 zł)

(-) MINUSY APLIKACJI

  • pożera większą ilość podkładu 
  • przy pielęgnacji i myciu, należy się z nią obchodzić jak z "jajkiem", w przeciwnym razie można ją uszkodzić (przebić paznokciem, naderwać)
  • do jej mycia należy zakupić delikatne mydło w kostce (dodatkowy wydatek), nie można jej myć mydłem w płynie, szamponem itp.


    Podsumowując... Polecam. Jestem zadowolona z zakupu tej gąbeczki. 19zł, to nie jest jakaś horrendalna kwota, a makijaż przy pomocy glamsponge, to przyjemność. Osoby, które boją się nadmiernego zużycia podkładu podczas aplikacji mogą zastosować mój sposób: pierwszą warstwę podkładu aplikuję palcami, a następnie doaplikowuję produkt już przy pomocy zwilżonej gąbki. W ten sposób zaoszczędzam na podkładzie i uzyskuję cudownie wtopioną, delikatną, a jednocześnie dobrze pokrywającą warstewkę. Jestem pewna, że jeśli spróbujecie takieg sposobu nakładania makijażu, już nie wrócicie do starych metod aplikacji.

Napiszcie, jak sprawdza Wam się aplikowanie makijażu
przy pomocy gąbeczki?
A może macie porównanie z Beauty Blenderem?

do zobaczenia
L'Arte

5 listopada 2014

To co daje radość i kolejna sesja

    Kolejna sesja zdjęciowa dla magazynu "Live&travel" i kolejna śliczna modelka. Ostatnio udaje mi się częściej sięgać po mój pas z pędzlami, co bardzo mnie cieszy. Czuję się wtedy, jak ryba w wodzie. To mój żywioł... Tym bardziej celebruję te momenty i cieszę się, że użyczające mi swoich twarzy modelki są niezwykle cierpliwe, bo lubię delektować się tymi chwilami. Cóż poradzić ;)
  
    W tajemnicy zdradzę Wam, że poprzednia moja modelka Z TEJ SESJI oraz ta z poniższej sesji, to przyszłe mamy. Postanowiłam skorzystać z tego, że kobiety w ciąży mają wyjątkowy błysk w oku oraz cudownie rozkwitają przed aparatem. Dzięki temu byłam pewna, że efekt sesji będzie cudowny.

    Ostatnio jakoś brak mi weny do pisania, dlatego nie zamęczam wywodami na siłę. Obejrzyjcie i jeśli macie ochotę  zostawić kilka słów, z przyjemnością poczytam. Systematyczność, z jaką prowadzę bloga jest mało imponująca, tym przyjemniej zobaczyć, że ktoś zagląda.


modelka: Małgosia
makijaż: dla jednych Ania, dla innych Larte, w skrócie - ja


zdjęcie PRZED




   
Do zobaczenia
L'Arte
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...